RECENZJA: Eldo "Chi"

Z Leszkiem to jest taka sytuacja, że długie lata przekonywałem się do jego twórczości. Dziś to ja przekonuję innych ale... od początku. Choć "EP" i "Światła miasta" Grammatika to dziś rapowe klasyki, które na przełomie wieków często gościły w moim walkmanie to życia bym za te produkcje nie oddał. Generalnie wiesz, beka była z Eldoki w tamtym okresie. A to zebrał baty od TDF-a w Płocku, za rolę w "Blokersach" nominacji do Oscara nie było, do tego zdarzały się jakieś pseudofristajle w konwencji Kop Robo, które gimbaza katuje po dziś dzień. Po co? Nie wiem. Środowisko również sukcesywnie zwiększało dystans do Leszka, trochę niesłusznie uważam. Ale taka to już jest pożal się Boże "wspólna scena", ogólnie wesoło nie było. Kilka lat później "Eternia" i "CKCUA" były niczym subtelny liść na japę polskiej rap sceny gotującej się we własnym mocno sfermentowanym sosie. Każdy kolejny LP Eldo umacniał jego wysoką pozycję w rapowej układance. Po czterech latach milczenia raper "przemówił". Uwaga, będzie recenzja!




"Semantyczny Paganini łączy sto tysięcy liter". Niezmiennie. Wrażenie po pierwszym odsłuchu było piorunujące. Dobry, dojrzały rap, którego byłem "głodny". Szczególnie, że nastały czasu nieurodzaju, w których 3 na 4 albumy to nędzne bragga, kolejna kopia kopii lub szeroko pojęte "jebanie systemu" na tysiąc sposobów. Jestem już na tyle osłuchany w rapgrze, że zacząłem wymagać znacznie więcej od naszych MC's. Natomiast gówniane nagrywki rozpoznaje po pierwszych pięciu nutach niczym uczestnik teleturnieju "Jaka to melodia?". Odleciałem, do meritum. Pozostając w nomenklaturze kulinarnej Eldoka przyniósł mi "strawę dla ducha" w postaci trzynastu świeżo wypieczonych tracków. Obcując dłużej z "Chi" nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że raper miał wyjątkowy komfort tworzenia podczas pracy nad tym albumem. Zero presji czasu, pieniądza i jakichkolwiek czynników zewnętrznych. Tak to odbieram. Materiał jest pozbawiony przypadkowości i co ważne mocno przemyślany tak pod kątem lirycznym jak i konceptualnym. Co na rodzimej rapscenie stanowi niebywałą rzadkość

Wbrew pozorom Eldoka dziś już nic nikomu nie musi udowadniać. Nie bierze udziału w wyścigu po złoto czy platynę, a mimo tego koniec końców je zdobywa. Jest pewny swojej wartości i pozycji na scenie, co doskonale słychać na "Chi". Nie sili się na nowatorskie techniczne patenty rodem zza oceanu, a pozostaje wierny stylowi znanemu dobrze z poprzednich LP. Co istotne nie brzmi przy tym archaicznie. Muzycznie produkcja utrzymana jest w klasycznym tonie, miejscami miałem wrażenie jakby samplowana była płyta z muzyką relaksacyjną. Wszystkie bity wyszły spod ręki nijakiego Damiana Fawoli. Dobra robota. Warstwy muzyczne i liryczne album dyskretnie przenikają się tworząc spójną całość. Chilloutowe, miejscami nawet senne nuty sprzyjają refleksjom, do których co rusz Leszek zmusza słuchacza. Żongluje wątkami, gra na emocjach, generalnie mówi wiele ale... nieodkrywczo. Przeważnie odwołuje się do dobrze znanych idei i przekonań. Wydaje mi się, że w tym ukryty jest sens tej produkcji. Raper przypomina pozornie oczywiste racje, o których stado ślepych owiec zapomniało już dawno.

"najlepsze rzeczy w życiu mamy za nic, za darmo
nie wiesz? masz serce pobrudzone czarną farbą
zbieram okruchy dnia, łącze wszystkie w całość
słońce świeci dzisiaj dla mnie jak co rano, a ty?"

Gościnnie wyjątkowo dobrze wypadł średnio lubiany przeze mnie Pelson doskonale wyczuwając klimat całej produkcji #Parias. Z drugiej mani mam całkowicie mieszane uczucia co do featu Tomsona (Afromental), niby buja ale odczuwam nutę hipokryzji. Charakterystycznego sznytu nadają produkcji cuty i skrecze, za które odpowiedzialni są tradycyjnie Daniel Drumz oraz DJ Hubson. Reasumując dziś Eldoka nie już tylko stricte raperem, a osobowością na rapowym podwórku. Nie jestem przekonany, że to adekwatne określenie ale mam nadzieje, że wiesz o czym mówię. Leszek już dawno przesunął sztywne ramy charakteryzujące szablonowego rapera. Stworzył indywidualny profil i formę, w której jest w 100% autentyczny. "Chi" jest jak refleksyjny podmuch dla nieco skostniałej rap branży, która prawdopodobnie beznamiętnie skonsumuje ten album i najzwyczajniej w świecie go wydali. Tak już jest. Eldoka wykonał "robotę", po której można określić go mianem spełnionego rapera/twórcy. Pojawiły się głosy, że teraz może odejść spokojnie na rapową emeryturę. Czy odejdzie? Mam nadzieję, że nie.





Kupuj polskie rap płyty.
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com

3 komentarze:

  1. " Leszek już dawno przesunął sztywne ramy charakteryzujące szablonowego rapera. Stworzył indywidualny profil i formę, w której jest w 100% autentyczny" - trafione w 10tkę. Album klimatyczny, intrygujący. Leszek ciekawym piórem zawsze wkręci

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby klasycznie, ale wciąż ponadczasowo. Coś czuję w kościach, że to jest płyta roku w polskim rapie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra recenzja chociaż moim zdaniem pelson wypadł najgorzej

    OdpowiedzUsuń