Siemasz! Pisząc recenzję "Powrotu do przeszłości" PW przeszło dwa lata temu nie przypuszczałem, że ten album 'zostanie ze mną' aż po dziś dzień. Tymczasem dwadzieścia sześć miesięcy później Jano i Hinol na stałe zagościli na mojej playliście trwale wpisując się do kanonu stołecznych rap klasyków. Tak się teraz porobiło, że w życiu częściej aniżeli na premiery płyt czekam, aż zobaczę mojego syna po pracy lub przyjdzie wiosna, przyszła. Tym razem było nieco inaczej. Przeciągająca się premiera "Notabene" i mocne single promujące album powodowały we mnie coraz większy głód rap nagrań spod szyldu PW oraz co gorsza mimowolny wzrost oczekiwań co do tego projektu. I o ile nerwowe przebieranie nogami przypomniało mi sentymentalne, złote lata rodzimej rapgry, to rosnące wymagania mogły w efekcie okazać się odpowiednikiem góry lodowej, na której swoją przygodę zakończył Titanic.
Pamiętam, że już jakiś rok wcześniej w wywiadzie u Wujka duet zapowiadał, że nowy materiał w odróżnieniu do mocno klasycznego w formie i treści "Powrotu do przeszłości" będzie połączeniem starych sprawdzonych patentów ze świeżymi eksperymentalnym podejściem, choć jak wówczas podkreślał Hinol ideologia rapu pozostanie taka sama. Jako, że progresywne podejście do rapgry cenię nade wszystko odebrałem to jako dobre dobrego początki. Choć warto podkreślić, że w odniesieniu do licznej grupy 'konserwatywnych' słuchaczy PW wiązało się to z pewnym ryzykiem. Koniec końców ceniąc autentyzm oraz charyzmę i energię, którą raperzy emanują na bitach przyznam, że w gruncie rzeczy trudno byłoby im ten album spierdolić. Teraz tracklista.
01. Intro feat. DJ Gondek prod. Ybeat
02. 3J (Jestem Jaki Jestem) feat. Nizioł, DJ Spliff prod. Choina
03. Kombinatoryka feat. Ryfa Ri, DJ Spliff, prod. Tasty Beatz
04. Odmieniec feat. Joker, DJ Grubaz, prod. Choina
05. Oddalam się feat. ZBUKU, Bezczel, prod. Choina
06. Pożyczka – skit
07. Wiem to feat. Rest Dixon37, DJ Gramm, DJ Lem, prod. Lazy Rida
08. Niezależnie feat. PIH, DJ Spliff, prod. Choina
09. TV – skit
10. Proch i Pył prod. Lazy Rida
11. To już nie to jest feat. Kafar Dixon37, DJ Spliff prod. Lazy Rida
12. Dzieciak – skit
13. Lepiej to zostaw feat. Małach & Rufuz, prod. Choina
14. Bonsai feat Paulina, DJ Spliff, prod. Maikendo
15. Przechwalacze feat. DJ Spliff, prod. Maikendo
16. Ludzką rzeczą błądzić feat. DJ Gondek prod. Ybeat
17. Ostatni Szlug – skit
18. Talenty z betonu feat. Hi Jack, BRZ, PPZ, DJ Gondek prod. Choina
19. Studnia bez dna feat. Bula, prod. Lazy Rida
20. Duchowa wolność feat. Szczur, prod. Lazy Rida
21. Ochroniarz – skit
22. Odnalazłem siebie feat. DJ Grubaz, prod. Choina
23. Outro feat. DJ Gondek prod. Chlebson
Pamiętam, że już jakiś rok wcześniej w wywiadzie u Wujka duet zapowiadał, że nowy materiał w odróżnieniu do mocno klasycznego w formie i treści "Powrotu do przeszłości" będzie połączeniem starych sprawdzonych patentów ze świeżymi eksperymentalnym podejściem, choć jak wówczas podkreślał Hinol ideologia rapu pozostanie taka sama. Jako, że progresywne podejście do rapgry cenię nade wszystko odebrałem to jako dobre dobrego początki. Choć warto podkreślić, że w odniesieniu do licznej grupy 'konserwatywnych' słuchaczy PW wiązało się to z pewnym ryzykiem. Koniec końców ceniąc autentyzm oraz charyzmę i energię, którą raperzy emanują na bitach przyznam, że w gruncie rzeczy trudno byłoby im ten album spierdolić. Teraz tracklista.
01. Intro feat. DJ Gondek prod. Ybeat
02. 3J (Jestem Jaki Jestem) feat. Nizioł, DJ Spliff prod. Choina
03. Kombinatoryka feat. Ryfa Ri, DJ Spliff, prod. Tasty Beatz
04. Odmieniec feat. Joker, DJ Grubaz, prod. Choina
05. Oddalam się feat. ZBUKU, Bezczel, prod. Choina
06. Pożyczka – skit
07. Wiem to feat. Rest Dixon37, DJ Gramm, DJ Lem, prod. Lazy Rida
08. Niezależnie feat. PIH, DJ Spliff, prod. Choina
09. TV – skit
10. Proch i Pył prod. Lazy Rida
11. To już nie to jest feat. Kafar Dixon37, DJ Spliff prod. Lazy Rida
12. Dzieciak – skit
13. Lepiej to zostaw feat. Małach & Rufuz, prod. Choina
14. Bonsai feat Paulina, DJ Spliff, prod. Maikendo
15. Przechwalacze feat. DJ Spliff, prod. Maikendo
16. Ludzką rzeczą błądzić feat. DJ Gondek prod. Ybeat
17. Ostatni Szlug – skit
18. Talenty z betonu feat. Hi Jack, BRZ, PPZ, DJ Gondek prod. Choina
19. Studnia bez dna feat. Bula, prod. Lazy Rida
20. Duchowa wolność feat. Szczur, prod. Lazy Rida
21. Ochroniarz – skit
22. Odnalazłem siebie feat. DJ Grubaz, prod. Choina
23. Outro feat. DJ Gondek prod. Chlebson
Drugie LP Polskiej Wersji z jednej mani posiada cechy stołeczno-ulicznej rap produkcji z dość bogatą tracklistą przeplataną miniscenkami w skitach i długą listą gości. Natomiast z drugiej strony niekonwencjonalna stylówa, mocna zajawka oraz mnogość patanetów stosowana przez MC's jest na tyle okazała, że ni chuja nie przypiszesz "Notabene" gotowej łatki czy szablonu. To bez wątpienia jeden z największych plusów duetu na tle miałkiej sceny pełnej kserokopiarek i niuskulowców w leginsach. Lirycznie album stanowi mariaż dość uniwersalnych maksym. Od typowych opowieści z warszawskich podwórek, przez autorefleksyjną analizę doczesnej ścieżki egzystencjalnej, symboliczne drogowskazy dla młodych, aż po numery ocierające się o mistycyzm i głębszy przekaż. To zupełnie dojrzałe treści, będące wyrazem postrzegania świata dwóch młodych głów. I mimo, że daleki jestem od zarzucenia autorom wtórności w doborze tematyki to prawdą jest, że kilka razy pozwolili sobie wejść przez otwarte drzwi. I pewnie gdybym magicznym zaklęciem wyciął kilka oklepanych przysłów z ich wersów materiał mógłby nieco zyskać na jakości. Choć ten zarzut traktuje bardziej jako znamienną łyżkę dziegciu dodaną do beczki miodu celem zachowania swoistej równowagi. Żebyście mi się tu nie porzygali od nadmiaru cukru kierowanego pod adresem PW.
Historia i bogata dyskografia ulicznego sektora polskiej rapsceny wyraźnie pokazuje jak często tego rodzaju retoryka balansuje na granicy groteskowości i zwyczajnej śmieszności. Tymczasem niemal dwie dekady w roli słuchacza rodzimych rap płyt wyposażyło mnie w niezwykle skuteczny detektor hipokryzji i wykrywacz farmazonów. Możecie wierzyć mi lub nie ale podczas katowania "Notabene" od dechy do dechy w starym stylu czerwona lampa sygnalizująca 'nieczystości' nie mignęła nawet na moment. W efekcie pozostanę wierny swojej intuicji uparcie propsując ten album. Pierwsze zdanie czwartego akapitu prócz treści dotyczy rzecz jasna również formy, techniki przekazu, z którą 'reprezentanci ulicy' nierzadką bywają na bakier. Jak na tym tle wypadają Jano i Hinol? Ponadprzeciętnie dobrze. Bo o ile pierwszy z Panów bez wątpienia rozwinął swój warsztat, między innymi udanie stosując przyspieszenia czy poprawiając klarowność nawijki przy swoim charakterystycznym, 'zdartym' wokalu. To wydaję mi się, że Hinol jest dzisiaj zawodnikiem znacznie bardziej świadomym petardy jaką ma w głosie, co pozwoliło mu niemal do maksimum wykorzystać skille na bitach. W efekcie paradoksalnie napięte, a momentami nawet wykrzykiwane raggowe wersy charakteryzują się duża swobodą, jeśli wiesz o czym mówię. Finalnie pozostając w opozycji do internetowej społeczności, która wydaję się gloryfikować jednego z nich, drugiego pozostawiając nieco w cieniu nie zdecyduję się na indywidualne wyróżnienie stawiając znak równości pomiędzy nimi.
Jeszcze dwa słowa o bitach i gościnkach, wszakże bardzo istotnych elementach tej układanki. Jeśli chodzi o brzmienie "Notabene" to jest tu pełna przekrojówka z naciskiem na starą szkołę. Dominują podkłady klasyczne oddające klimat przełomu wieków, raczej niezłożone w swojej formie, które pozostawiają sporo miejsca na interpretacje. Utrzymane zostały w dość standardowych tempach. Natomiast na drugim końcu kija są przepełnione dźwiękami, bujające bengery, które drapią tynki ze ścian... sąsiadów. Mimo, że zapanowała większa różnorodność i album nie pachnie już tak 100% oldskulem jak "Powrót do przeszłości" to cechą wspólną bitów jest stołeczny sznyt - charakterystyczny dla nagrań tego sortu. Ponadto od "Intro" po "Outro" słychać, że nie ma tutaj przypadkowych aranży, a wprawna selekcja bitów pozwoliła utrzymać album na wyrazistym i co ważne wysokim poziomie pomimo podkładów spod ręki sześciu różnych beatmakerów. Jak zwykle nieocenioną pomoc niosą drapacze czarnych płyt, których praca stanowi wartość dodaną "Notabene".
Suma piętnastu gościnnych zwrotek na szesnaście tracków (odliczając skity itd.) stanowi wyjątkowo liczny zastęp MC's wspomagających duet. Wyjątkowa gościnność raperów sprawiła, że gdyby pojawiło się jeszcze kilka ksywek album można byłoby tytułować Polska Wersja + Kumple nawiązując do rapowego klasyka z 2008 roku. Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem takich rozwiązań. Przede wszystkim dlatego, że bardzo trudno jest utrzymać równy, wysoki poziom przy takim natłoku twarzy. Niestety teza ta znalazła swoje potwierdzenie na "Notabene". Dlaczego? Obok sztosów autorstwa między innymi Ryfy, Ruzufa, Nizioła, BRZ-a i reprezentantów DIX37, które stanowią integralną część tej produkcji i bez wątpienia podnoszą jej jakość są też rzeczy niedoskonałe - używając eufemizmu. Na koniec dla zachowania równowagi, o której pisałem wcześniej dodam, że średnio podszedł mi projekt okładki autorstwa Dioxa. Generalnie zwracam uwagę na takie rzeczy, a tutaj poza ciekawym palindromem na froncie wieje nudą.
Pointa króciutko bo znowu się rozpisałem. Okręt rozbił górę lodową i płynie dalej... pod prąd tak jak PW. To dobry album, ba! nawet bardzo dobry, niemal kompletny, który trafi do określonej grupy odbiorców. Niestety przez wiele 'mądrych głów' zachłyśniętych niuskulem zostanie odrzucony tylko dlatego, że jest kojarzony z nurtem ulicznym. A to ponoć oni mają otwarte głowy? Bądź ca bądź wydaje mi się, że sami raperzy nie szczególnie się tym przejmują bo wirtualne cyferki póki co zgadzają im się wyśmienicie. Widzę w Polskiej Wersji pełnowartościowych spadkobierców najlepszego stołecznego dziedzictwa rapowego i kontynuatorów tradycji, którą zapoczątkował "Skandal". Jaram się! Dzieciaki do sklepów! Zdrówka!
"To warszawski bruk, a nie cud nadwiślański
gdzie Bóg był jak ten los nie okazywał mi łaski
pozorna bieda, kiedy wałkować trzeba
by chleba ci nie zabrakło, nie tylko na mnie tu padło"
Historia i bogata dyskografia ulicznego sektora polskiej rapsceny wyraźnie pokazuje jak często tego rodzaju retoryka balansuje na granicy groteskowości i zwyczajnej śmieszności. Tymczasem niemal dwie dekady w roli słuchacza rodzimych rap płyt wyposażyło mnie w niezwykle skuteczny detektor hipokryzji i wykrywacz farmazonów. Możecie wierzyć mi lub nie ale podczas katowania "Notabene" od dechy do dechy w starym stylu czerwona lampa sygnalizująca 'nieczystości' nie mignęła nawet na moment. W efekcie pozostanę wierny swojej intuicji uparcie propsując ten album. Pierwsze zdanie czwartego akapitu prócz treści dotyczy rzecz jasna również formy, techniki przekazu, z którą 'reprezentanci ulicy' nierzadką bywają na bakier. Jak na tym tle wypadają Jano i Hinol? Ponadprzeciętnie dobrze. Bo o ile pierwszy z Panów bez wątpienia rozwinął swój warsztat, między innymi udanie stosując przyspieszenia czy poprawiając klarowność nawijki przy swoim charakterystycznym, 'zdartym' wokalu. To wydaję mi się, że Hinol jest dzisiaj zawodnikiem znacznie bardziej świadomym petardy jaką ma w głosie, co pozwoliło mu niemal do maksimum wykorzystać skille na bitach. W efekcie paradoksalnie napięte, a momentami nawet wykrzykiwane raggowe wersy charakteryzują się duża swobodą, jeśli wiesz o czym mówię. Finalnie pozostając w opozycji do internetowej społeczności, która wydaję się gloryfikować jednego z nich, drugiego pozostawiając nieco w cieniu nie zdecyduję się na indywidualne wyróżnienie stawiając znak równości pomiędzy nimi.
"Chociaż przeminęły chmury, wilgocią pachnie powietrze
choć wyszło słońce jeszcze z zimna czujesz dreszcze
to co było deszczem dla twej duszy minęło, więc ciesz się
nie jest tak jak wcześniej, ale strzeż się też"
Jeszcze dwa słowa o bitach i gościnkach, wszakże bardzo istotnych elementach tej układanki. Jeśli chodzi o brzmienie "Notabene" to jest tu pełna przekrojówka z naciskiem na starą szkołę. Dominują podkłady klasyczne oddające klimat przełomu wieków, raczej niezłożone w swojej formie, które pozostawiają sporo miejsca na interpretacje. Utrzymane zostały w dość standardowych tempach. Natomiast na drugim końcu kija są przepełnione dźwiękami, bujające bengery, które drapią tynki ze ścian... sąsiadów. Mimo, że zapanowała większa różnorodność i album nie pachnie już tak 100% oldskulem jak "Powrót do przeszłości" to cechą wspólną bitów jest stołeczny sznyt - charakterystyczny dla nagrań tego sortu. Ponadto od "Intro" po "Outro" słychać, że nie ma tutaj przypadkowych aranży, a wprawna selekcja bitów pozwoliła utrzymać album na wyrazistym i co ważne wysokim poziomie pomimo podkładów spod ręki sześciu różnych beatmakerów. Jak zwykle nieocenioną pomoc niosą drapacze czarnych płyt, których praca stanowi wartość dodaną "Notabene".
"Nie goń wodospadów, wodospady rozbijają się o skały
trzymaj się rytmu prawdziwości swych słów
lojalny - dla mamy, lojalny - dla bliskich głów
nie do sałaty tul się są ludzie ukochani"
Suma piętnastu gościnnych zwrotek na szesnaście tracków (odliczając skity itd.) stanowi wyjątkowo liczny zastęp MC's wspomagających duet. Wyjątkowa gościnność raperów sprawiła, że gdyby pojawiło się jeszcze kilka ksywek album można byłoby tytułować Polska Wersja + Kumple nawiązując do rapowego klasyka z 2008 roku. Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem takich rozwiązań. Przede wszystkim dlatego, że bardzo trudno jest utrzymać równy, wysoki poziom przy takim natłoku twarzy. Niestety teza ta znalazła swoje potwierdzenie na "Notabene". Dlaczego? Obok sztosów autorstwa między innymi Ryfy, Ruzufa, Nizioła, BRZ-a i reprezentantów DIX37, które stanowią integralną część tej produkcji i bez wątpienia podnoszą jej jakość są też rzeczy niedoskonałe - używając eufemizmu. Na koniec dla zachowania równowagi, o której pisałem wcześniej dodam, że średnio podszedł mi projekt okładki autorstwa Dioxa. Generalnie zwracam uwagę na takie rzeczy, a tutaj poza ciekawym palindromem na froncie wieje nudą.
"Kiedy myślę klasyk, mówię Wu-Tang i Molesta
słuchana na przerwach, gdzieś tam na kasetach
przestań nigdy tego nie zrozumiesz
jak po tylu latach można mówić o albumie"
Pointa króciutko bo znowu się rozpisałem. Okręt rozbił górę lodową i płynie dalej... pod prąd tak jak PW. To dobry album, ba! nawet bardzo dobry, niemal kompletny, który trafi do określonej grupy odbiorców. Niestety przez wiele 'mądrych głów' zachłyśniętych niuskulem zostanie odrzucony tylko dlatego, że jest kojarzony z nurtem ulicznym. A to ponoć oni mają otwarte głowy? Bądź ca bądź wydaje mi się, że sami raperzy nie szczególnie się tym przejmują bo wirtualne cyferki póki co zgadzają im się wyśmienicie. Widzę w Polskiej Wersji pełnowartościowych spadkobierców najlepszego stołecznego dziedzictwa rapowego i kontynuatorów tradycji, którą zapoczątkował "Skandal". Jaram się! Dzieciaki do sklepów! Zdrówka!
Dobrego dnia! Elo!
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz