Medialna hałastra ponownie ogłasza III Wojnę Światową. Zostawmy to i pomówmy o czymś ważnym. Jest Żyto, są "Wiry", będzie recenzja. Bezczelny, bezkompromisowy, wulgarny to cechy charakteru, które większość z nas wpisałaby (tia!) po stronie wad na formularzu w Urzędzie Pracy rejestrując się jako bezrobotny. Kazus Żyta pokazuję, że jest zgoła inaczej ponieważ wspomniane cechy to nic innego jak znaki rozpoznawcze rapera, wręcz zalety. Trudno znaleźć mi równie "wyszczekanego" gagatka na naszej scenie. Ziom przypomina mi klimat mojego osiedla przełomu wieków, na którym dialogi były zbliżone poziomem impertynencji do nawijek Jinksiarza. Nie ważne... "Wiry" to czternaście numerów, sześć gościnnych zwrotek i dziewięciu rożnych producentów. Materiał wydany nakładem PROSTO, wiadomo. Póki co
01. Ładna była (prod. Uraz)
02. Droga do raju (prod. Tytuz)
03. Na układzie (prod. Lower Entrance)
04. Parmezan (prod. Fabster)
05. Tarapaty (prod. Urban, Future Currency)
06. Nie psa wina (prod. Lower Entrance)
07. Moja muzo (prod. Lower Entrance)
08. Ceny feat. Małolat (prod. Urban)
09. To prawda (prod. PSR)
10. Zrobiłem ją (prod. Krasnal)
11. Mały balecik feat. KęKę, Kotzi, Boro (prod. Uraz)
12. WIW (prod. Tomb)
13. Wybacz mi feat. Kamila Bagnowska (prod. PSR)
14. Wiry feat. Wola, Olek HDS (prod. PSR)
Pierwszy odsłuch materiału nie był łatwy. Zderzenie skrajnie wysokich oczekiwań z nawijką Częstochowianina momentami przyprawiało mnie o ból głowy. "Wiry" są synonimem gorzały, która jak już się przegryzie to potem wchodzi na miękko, choć do fanów czterdziestoprocentowego preparatu nie należę. Paradoks Żyta polega na tym, że jego niełatwe i momentami chamskie flow połączone z mocnym elektronicznym brzmieniem rodem z Wielkiej Brytanii po kilku-kilkunastu odsłuchach przyswaja się z taką łatwością jak przeboje Majki Jeżowskiej. Rozumiesz? W odniesieniu do poprzedniego albumu tematyka uległa pewnym korektom. Dotychczas raper koncentrował się na wątkach egzystencjalnych osadzonych w klimacie uliczno-osiedlowym. Wprawdzie tych nie brakuje również teraz ale motywem przewodnim stają się kontakty damsko-męskie w różnych konfiguracjach; jakkolwiek debilnie to brzmi. I tak "Ładna była", "Nie psa wina", "Moja muzo", "Zrobiłem ją" czy "Wybacz mi" to nic innego jak Harlekin w wersji hard #hardlekin. Dobra, niby każdy nawija o dupach ale żeby poświęcać im 1/3 albumu?
Co z pozostałymi numerami? Ano kiedy Żyto nie przewija o babkach robi się zupełnie interesująco. Przykładowo "Droga do raju" to konkretny sztos z follow up'em do poprzedniego LP. Z kolei gościnna zwrotka Małolata w "Cenie" jest praktycznie niezauważalna, przez co według mnie niepotrzebna. Jinksiarz perfekcyjnie wkręcił się w niełatwe biciwo od Urbana prezentując aktualny cennik współczesnych "życioumilaczy". Zgoła na drugim biegunie są gościnne szesnastki od Kękiego, Kotziego i Bora, którzy wybrali się z Żytem na "Mały balecik" No ale czego innego można było spodziewać się po tak szacownych ksywkach. Co ciekawe Częstochowianin w tym numerze wypada chyba najsłabiej. Apropos słabych stron. Refreny, na które Żyto zawsze miał autorski patent bywają miejscami trudno strawne. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - przykład "Parmezan", gdzie zwieńczeniem kozackiej zwrotki jest zwyczajnie nędzny refren. I gdyby była to jednostkowa sytuacja to przymknąłbym na nią oko ale niestety jest tego więcej. Sprawdź 'To prawda". Z drugiej mani refren zawsze można ściszyć.
Brzmienie albumu osadzone jest w klimacie rodem z Wysp Brytyjskich, żadnych sampli - dużo elektronicznych i syntetycznych dzięków, które idealnie komponują się z surowym flow Żyta. Ogólnie rzecz ujmując bity to słowo klucz w przypadku tej produkcji. Pomimo, że ksywki aż dziewięciu producentów widnieją na rewersie okładki to "Wiry" brzmią całkiem spójnie i jednolicie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, a ich cechą wspólną jest wysoka jakość. Żal, że PROSTO nie zrobiło dwupłytowego wydania z dołączonymi instrumentalami. Niedawno publikowałem na blogu zestawienie 37 najlepszych numerów do auta. Krótko, gdybym publikował je dzisiaj w pierwszej dziesiątce wrzuciłbym co najmniej trzy numery od Żyta. Głównie ze względu na wspomniane bity, które na dobrym audio brzmią zacnie.
Reasumując. Mam nadzieje, że pomimo mojej choroby lektura recenzji "Wirów" daleka była od grafomanii i dała się przyswoić w ludzkiej formie. Sprawa jest prosta, gdyby podobny album nagrał jakiś Ecik Pecik Noname z Parzeczewa wówczas ogłosiłbym go objawieniem dekady. Natomiast jeśli tak uzdolniony, charakterystyczny i przede wszystkim charyzmatyczny MC jak Żyto puszcza w eter tego rodzaju produkcję to jest on dla mnie zwyczajnie poprawna. Czekam na więcej dobrych rapów ze Świętego Miasta!
Niezależnie od poziomu płyty, Żyto ma styl, a rap gra zyskała kolejnego kota na mainstreamie.
OdpowiedzUsuńPozdro
Nie mój gust no ale:-) jeśli masz chwilkę to byłabym wdzięczna za poklikanie w linki w moim ostatnim poście. To dla mnie bardzo ważne, staram się o współpracę. Z góry bardzo dziękuję:* pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń