RECENZJA: AprAxjA "Tego nie będzie na żadnej płycie"

Bity brudne jak stołeczny dworzec centralny w latach dziewięćdziesiątych, a zarazem szlachetne i klimatyczne jak wielgachna chmura z bongo na dachu Buckingham Palace. Paradoksy made by AprAxjA? Zdecydowanie. Dzisiaj wracam do tych rzeczy bo bardzo cenię niezależność, niekoniunkturalność i przede wszystkim zajawkę tych typów. Ponadto ostatnimi czasy EP-ka taka wjechała na bloki, że ma pływać i ma głową kiwać, rzeczy po imieniu nazywać, pokazywać jaki jest świat, który oni widzą. Bez kitu. Parafraza klasycznej sentencji z czasów WFD dosłownie i w przenośni oddaje charakter tego materiału mimochodem otwierając dzisiejszą recenzję. "Tego nie będzie na żadnej płycie?". A jednak! Zapraszam serdecznie.  








01. Apel
02. Chemia
03. Lynch
04. Kult
05. WOPóR
06. Wiśnie

Heh. AprAxjA wjeżdża w niedzielne popołudnie niczym koncert życzeń w telewizorze lata temu. Jasne że, klimacik nie ten ale poziom sentymentalizmu z mojej strony bardzo porównywalny. Bo już jakoś tak jest, że jak gra AprAxjA to ożywają we mnie magiczne wspomnienia beztroskich lat młodości, które natłok obowiązków, poczucie odpowiedzialności i przymus pracy już dawno zepchnął na plan dalszy. To zupełnie naturalne, bo przecież nie będziesz na co dzień żył i rozkmniał tego co było. Chociaż dzisiaj mam ochotę niczym małolat z tamtych lat wybić w trampach pod blok z samego rańca, by odkurzyć stary trzepak i wskoczyć na tę żółtą skrzypiącą metalową huśtawkę, na której śmigaliśmy po same pręty. Dziś w tle AprAxjA, wtedy pewnie jakiś Scyzoryk. Emocje i sentymenty, które odzywają się w życiu co chwilę. Czar beztroskich lat dziewięćdziesiątych w kontrze do kalendarza pełnego zadań, obowiązków i zobowiązań. Dzieciństwo versus dorosłość. Dobrze mi tam i tutaj bo zawsze umiałem cieszyć się z małych rzeczy.  

"Od ciasta przez części po tytuł z akronimem
zakamarki zaklęte w metafor pantomimie
reportaży siłę relacjonuję dziennik
nie ma kurwa rapu bez chemii"

Przykład pierwszy z brzegu, rzecz niewielka jaką jest to szesnastominutowe EP po dość umiarkowanym pierwszym odbiorze, oczarowała mnie naprawdę mocno. Rap prosty ubrany w metaforę, a nie metafora na siłę ubrana w formę rap. I pamiętaj, że prosty synonimem prostackiego nigdy nie był, mało tego w dobie poprzebieranych kolorowych ptaków przymiotnik ten nabiera innego, niezwykle pozytywnego wyrazu. I o ile w porównaniu do poprzedniego LP AprAxji, o którym pisałem w lipcu zeszłego roku w kwestii bitów, klimatu i szacunku do korzeni niewiele się zmieniło bo został utrzymany ten sam stosunkowo wysoki poziom to nie mogłem oprzeć się wrażeniu, jakoby autorowi tekstów pióro nieco się zaostrzyło. Gdzieś w gąszczu bardzo licznych folołapów dostrzec można kilka celnych punchy wymierzonych w ryj pseudopatriotów czy rapowej branży. To z kolei w połączeniu z jazzowo-funkowym samplowanym brzmieniem dodaje charakteru i pikanterii całej produkcji, którą naprawdę da się lubić. Apropos samych folołapów jeszcze to jest ich tak dużo, że nawet reklama Centertela z lat dziewięćdziesiątych się załapała. Ale gimby nie znajo. Koniec końców całość smakuje jak dobrze przemyślana oraz przygotowana muzyczna strawa dla nieprzypadkowego konsumenta. Ten przypadkowy nie ogarnie, po prostu.

"Gdzie to hurrwa poszło, fashion week na insta
dinozaury zamieniły teksty na tekstylia
każdy wszechstronnie wydawca, artysta
i nie ma już czasu na hip hop"

Podsumowując krótką recenzje jeszcze krótszej EP-ki przyznać należy, że progres w kontekście AprAxji stał się faktem, a ich konsekwencja w działaniu jest godna propsowania. Tym większa jest moja satysfakcja z możliwości udzielenia patronatu takim graczom, których logotyp z dumą dzierżę na łamach RBB od pewnego czasu. I nawet jeśli pisząc recenzje zeszłorocznego materiału miałem duże wątpliwości czy materiał ma szansę pójść szerzej to obecnie jestem przekonany, że na scenie pełnej miałkości i kserokopii takie rzeczy po prostu nie mogą i nie powinny przechodzić bez echa. Krótko i na temat.




Pozdrawiam serdecznie.
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com 


1 komentarz: