RECENZJA: Łona i Webber "Nawiasem mówiąc"

Dobry wieczór! Asertywnie dziś bo nie toleruję, ba! nienawidzę reklam i całego tego medialnego szumu. Złowrogie szkodniki myślą chyba, że łykam tą propagandę i zahipnotyzowany biegam po sklepach w poszukiwaniu ichniego szczęścia. No, nie biegam, nie mam hajsu czasu. I gdyby nie konsola do gier, którą odpalam od wielkiego dzwonu to czterdziestocalowy odbiornik ustawiony vis a vis mojej kanapy już dawno wybyłby stąd. Radia w aucie już nie mam. Nawiasem mówiąc najzabawniejsze są reklamy specyfików na potencje. Chyba jako jedyne serwując quazimetaforyczny przekaz wymagają od odbiorcy minimum intelektu. Podkreślam, minimum. Dlaczego teraz o tym piszę? Bo kolejne LP reprezentantów Szczecina w 'wymaganiach sprzętowych' ma zapisane: rozum, dystans i poczucie humoru. Ambitny rap?






Ambitny to może być pracownik korporacji, który nie bacząc na przeciwności losu ciśnie na szczyt po lekko przypiłowanych szczeblach kariery. W efekcie nie dożyje pięćdziesiątki bo stres, zachłanność i parcie na szkło zamieni jego mózg w kalkulator, serducho w bęben, a rodzinę w nadgodziny. Tymczasem rap czy szerzej muzyka jest albo dobra albo zła i albo Ci pasuje ale nie słuchasz. Co prawda te bardziej radykalne głowy dzielą ją także na lewicową i prawicową ale... zostawmy dziś politykę. W tej materii Łona i Webber to zupełnie nie moja bajka. Ważne, żeby granice tych terminów każdy z nas potrafił ustawić indywidualnie według własnych predyspozycji i gustów. Oczywista, oczywistość? Mordo, chyba Ty! Zobacz jak wiele miałkich rzeczy jest popularnych tylko dlatego, że stoi za nimi mniejsze lub większe zaplecze marketingowe. Zawsze uważałem, że gdyby kał był reklamowany i promowany równie skutecznie i systematycznie jak najpopularniejsze światowe marki dzisiaj połowa społeczeństwa szamałaby go na obiad. Ba! Gdyby okazało się, że dobrze robi na paznokcie i cebulki włosów szamaliby to wszyscy. Wracając do tematu... tracklista.

01. Hałas!
02. Gdzie tak pięknie?
03. Błąd
04. Nie pogadasz
05. Znowu nic
06. Woodstock ’89
07. Co tak wyje?
08. Nie mam pojęcia
09. What I owe
10. Zrozumiem, człowieku
11. Sprawy wewnętrzne
12. Doklej plakat
13. Fśśt
14. Nawiasem mówiąc

Jakież to treści i brzmienie ubrane zostały przez szczecinian w ten parzysty znak pisarski? Czy w związku z tym album posiada jakiś ukryty przekaz przemycony klamrą, który dostępny jest tylko dla yntelygencyi? I w końcu czy "By the way" na tle wielokolorowej feerii nie byłoby bardziej trafioną opcją w multikulturowych czasach? Mam nadzieje, że odpowiedź na te i wiele więcej pytań pozwoli zdjąć z duetu brzemię rapu dla studentów czy tych bardziej oczytanych. Także jeżeli jedyne co ostatnio przeczytałeś to superak lub co gorsza ulotka z pizzerii obok to nie bój dupy tylko chodź i sprawdź ze mną te czternaście tracków. Ja też do moli książkowych nie należę...

"Młody człowieku, co tak miły ci łoskot
co tak stoisz z tyłu i tak patrzysz z troską
przez przypadek. Przywiedziony tu starym śladem
więc cię trochę to martwi, czy my jeszcze damy radę"

Album otwiera "Hałas" i już na dzień dobry jest zupełnie młodzieżowo. Sypią się bluzgi, dupy piszczą w refrenie, a minimalistyczny bit Webbera doskonale koegzystuje z wokalem Łony, który udowadnia, że prędzej zedrze gardło na scenie, aniżeli zawiesi majka na kołku. I nawet jeśli po wtórym odsłuchu skumasz, że raper przeklął zaledwie raz, a w refrenie oprócz kobiet zdzierają gardło też starsi panowie to znaczy, że dałeś się nabrać i mimowolnie katujesz teraz numer, który na Twoją katorgę bezwzględnie zasługuje. Uwierzysz mi lub nie ale są w tym kraju ludzie, którzy na hasło Łona/Webber reagują z podobnym entuzjazmem jak na przelotne opady deszczu w lipcu, a mnie na przekonywaniu przekonanych zwyczajnie nie zależy. Jeżeli jestem w "Błędzie" to szczerze mówiąc chuj mnie obchodzi co różni katamaran od promu, Bogu dziękować autorowi tekstu dylemat ten także snu z oczu nie spędza ale dysputy posłuchać warto. Co więcej, gdybym przed postawieniem pierwszego znaku w powyższym tekście przeczytał wszystkie dotychczasowe recenzje hurtowo poropsujące "NM" (czego nie zrobiłem)  zapytałbym wprost "Gdzie tak pięknie?", Zastosowanie trybu przypuszczającego w tym numerze jest wprost proporcjonalne do 'gdybania' polskiego społeczeństwa. Tymczasem zdroworozsądkowa oszczędność bitów Webbera po lekturze trzeciego tracku wprawiła moje dolne kończyny w hipnotyczny stan przytupu, tańca niemal. Dlatego pozwólcie, że pojedziemy dalej zanim mnie ciekawość zeżre lub całkowicie nogi zdrętwieją.

"Wprawdzie horyzonty tu nie najszersze, marne gusta
ale gdzie tak pięknie potrafią przypuszczać?
gdzie takie dzikie tłumy drogą fantazji szłyby?
cały mój kraj zamknięty w gdyby"

Paradoksalnie wymowne "Nie pogadasz" odbieram jako szablonowy wzór zachowania wobec rozmówcy, którego egzystencjalna orbita zainteresowań koło chuja Ci lata bo "co ja Ci powiem? nic Ci nie powiem". Patrząc na ogól społeczeństwa i kolosalne różnice w formułowaniu piramidy potrzeb tego rodzaju reakcja wydaję się być najwłaściwszą. I nawet jeżeli bit Webbera ostudził nieco moje zapędy do tańca to numeru tego jestem 'megafanem', wszelako to 'ultraistotne'. Dobrze wiesz, że jestem miłośnikiem storytellingów jako formy obrazowania pewnych zjawisk czy problemów społecznych opartej na faktach wyrwanych z fragmentów fikcyjnej zazwyczaj rzeczywistości. Niestety dość przeciętnie bawiłem się na "Woodstocku '89" nie do końca łapiąc sedno sprawy albo przyjmując, że to, które złapałem zwyczajnie do nadzwyczajnych nie należy. A patrząc przez pryzmat całego materiału po prostu wieje nudą pod numerem piątym. W efekcie licząc, że to jedynie przejściowe turbulencje płynnie przesiadłem się do pociągu próbując znaleźć odpowiedź na fundamentalne, acz dość retoryczne pytanie - "Co tak wyje?". Niestety ta metaforyczna podróż pierwszą klasą trwająca nieco ponad trzy minuty niechybnie wprowadziła senność na moje powieki, częściowo za sprawą przeciętnej w tym przypadku liryki. Choć śmiem twierdzić, że podkład Webber oddający realizm miarowego stukotu kół znany każdemu podróżnikowi nie był tutaj bez znaczenia. Koniec końców ceniąc warsztat artystyczny i doświadczenie sceniczne duetu wiedziałem, że ta posucha nie może trwać długo. W następstwie optymistyczne oczekiwania nader szybko stały się jawą za sprawą "Nie mam pojęcia" i zjawiska baby boom przedstawionego w krzywym zwierciadle.

"Walczę, by nie być aż tak do tyłu: 
Tola,  Maja, Marianka, Lila, Filip, Adam, Jaś, 
Franek, Bazyli, Alik, Hubert, Mikołaj, Zbylut.
Tyle pamiętam – resztę próbuję obejść,
poprzestając na komplementach w stylu: 
och, jak pięknie rośnie to wasze... młode"


Półmetek, za nami siedem numerów, w najbliższej perspektywie dokładnie taka sama ilość. I tylko świadomość, że otwieram tymi słowy szósty już akapit każe mi sprężać dupsko w drodze do pointy celem uniknięcia zjawiska nudnawej dłużyzny. Dlatego też będąc wierny powyższej argumentacji "Znowu nic" scharakteryzuje z lekką nutą ignorancji mianem dość drętwych rozterek niemłodego przeto poety. Po prostu 'nihil novi', wszakże Kaliber 44 już półtorej dekady wstecz odniósł się do tematu bodaj najtrafniej nawijając "zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma". To naturalne, że rozwiązania siłowe w tej materii bardzo rzadko przynoszą zamierzony efekt. Choć powszechne praktyki stosowane przez rodzimych MC's nie koniecznie są zbieżne z tą teorią, o czym Łona raczył wspomnieć. Reasumując numer ginie w tłumie pozostałych trzynastu. Dużo ciekawiej robi się dalej przy okazji "What I Owe", otóż trzydzieści jeden linijek przewiniętych w 1:43 bez refrenu w dobrym stylu stanowi dla mnie kwintesencje Łonosobowości, Łonowości, Łoności. Rozumisz? Pragmatyczność, niecodzienna codzienność i wielkie oko puszczone w kierunku słuchacza stawia to krótkie opowiadanie wyjęte rodem z polskiej telenoweli na pierwszej linii "NM". Z kolei "Zrozumiem, człowieku" to groteskowa niemal powiastka dotycząca praktycznego zastosowania przedmiotów codziennego użytku w dziedzinie audio-fonii, skądinąd bardzo inspirująca. Tylko bit jakiś bez życia i przytup mój zanika, czek czek czekaj... ogarniam wazon. I jeśli gombrowiczowska groteskowość była zauważalna przy poprzednim tracku to "Sprawy wewnętrzne" jednoznacznie utożsamiam z utopią. Tak alternatywna wizja obchodów święta narodowego mogła zrodzić się w głowie tylko jednego człowieka na tej scenie.

"Barwny jest ten niemy koncert życzeń:
jeden na przykład tańczy "Bogurodzicę"
drugi trzy reduty już od rana przebiegł
i czy to dramat - nie wiem, 
ale nikt nie patrzy spode łba na siebie"

Namacalnym dowodem szerszego postrzegania rzeczywistości, do którego Łona zachęcał słuchacza na poprzednim LP jest trwała więź, która połączyła jakże odległe dwa światy. Z jednej mani polski mistrz słowa Witold Gombrowicz, z drugiej mistrzyni ceremonii Azealia Banks. Oboje na... plakatach? Romans o którym nie słyszał nawet pies odziany w bujną sierść więc "Doklej plakat" to nic innego jak wytrawne lovestory. Prawdę mówiąc prędzej spodziewałbym się gościnnych zwrotek Gangsterów z Tibilisi aniżeli takiej formy lirycznej na tegorocznym albumie szczecinian. Natomiast "Fśśt" obrazuje jakim potencjałem do robienia hitów na lato dysponuje ten duet. Tempo przewinięte zwrotki, bity, basy bębny, syntetyczne wstawki i tylko prosić Najwyższego, żeby scenariusz z Realistą nie miał dubla. Tak, przesadziłem - świadomie co prawda. Album zamyka "Nawiasem mówiąc" najdobitniej i niemal wprost definiując zastosowanie parzystych znaków pisarskich, o którym pisałem na początku. Wywód ideologiczny będący streszczeniem całości dla tych bardziej zabieganych. Pointując skoro Łona i Webber 'ubrali' swoje najnowsze 'dziecko' w nawias to ja prawdopodobnie powinienem wyposażyć powyższą recenzję w duży cudzysłów. Na koniec fakty. Album niemal wybitny, tekstowo i muzycznie majstersztyk. Łony zabawa słowem, zawiłość i mnogość metafor oraz dyskretnie uprawiana publicystyka w połączeniu z charakterystyczną stylówą Webbera i jego dopieszczonymi maksymalnie bitami czyni z "NW" kandydata do tegorocznego tytułu albumu roku. 5!




Karaluchy pod poduchy, a szczypawki do zabawki.
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz