Siemasz, cześć. Dziś to celebrytki robią intro i skity do rap tracków reklamując pastę do zębów, środek na hemoroidy i grom wie co jeszcze #youtube. Bogu dziękować znikają z moich oczu po pięciu sekundach i wszystko jest w porządku. Nie kuźwa, nie jest. W efekcie okazuje się, że te młode damy bardzo często mają lepsze flow i więcej charyzmy niż autorzy rap nagrań rocznik 2015. Zgorzkniałem? Bezwzględnie dlatego dajcie coś nowego zanim Riedel, Geppert i Kaczmarski na stałe przejmą mój głośnik. Czek, czek, czekaj. A to kto? Zza gęstych kłębów dymu wyłania się postać przewijając "ten słodki dym, co otumania mi zmysły, w moim tle gra muzyka, na czele pomykam i tylu statystów". Ba, jadziem. Siemasz Guzior! Recenzja! Pstryk!
01. Growl feat. Slim Szczegi
02. Rise
03. Witch.H.R.
04. ylloM
05. Dingy Alley
06. Mięta
07. GHOUL feat. Młody Zgred
08. Mój Krąg
09. Clint Eastwood
10. Venice Beach feat. VNM
11. W.SAMO.SERCE
12. Jebać Vibe feat. Quebonafide
13. G.O.L.D
Bez grama hipokryzji przyznam, że kulawo śledzę njuskul także skąd wziął się Guzior to Ci nie powiem ale wrzucam dziś "ylloM" na głośniki to się może dowiem, dowiemy. Dlaczego spośród gromady świeżych rap twórców wybrałem akurat reprezentanta QueQuality? - zapytasz. Jego głębsza wczuwka, nieszablonowe, nietypowe, momentami anormalne podejście na granicy psychodeli wizualizuje obraz młodego typa z charyzmą o 180 stopni różnego od mainstreamowej sieczki z telewizora, który ostatnimi czasy mam ochotę wyrzucić za okno, bełkotu tam przesyt. Nie, nikt mi za to nie zapłacił.
Do meritum. Z jednej mani Guzior to opór nie mój klimat, ok - on jak on, bardziej jego małoletni ziomale towarzyszący mu na klipach. Suma summarum wbijam w to bo przecież o dźwięki i słowa tutaj idzie. A w tym temacie jest przynajmniej przyzwoicie. Musi być skoro po kilku tygodniach odkurzyłem notes rap-recenzenta, by o tym pisać. Plusem bezdyskusyjnym rapera jest patent na siebie i oryginalność odziana w naprawdę dobre wiersze, ponadto tylko i aż poprawne flow w opcji 'slowmo' z małymi wyjątkami. Jeśli dołożymy do tego konsekwentny "look rapera" - temat wszakże nie bez znaczenia (dla słuchacza) w 2015 to mamy do czynienia z MC z krwi i kości. A jak przystało na nową szkołę "ylloM" w warstwie lirycznej jest w dużej mierze próbą utwierdzenia siebie i odbiorców w poczuciu zajebistości i bezkonkurencyjności MC na tle sceny. Czy udanie? Skądże znowu, przecież wszyscy nie mogą być 'graczem z numerem pierwszym', synu! W efekcie kiedy lekko przymknieszoko ucho na typowe nietypowe bragga ("dzisiaj masz pecha, którego nie zmieniłaby paka Orbit" lub "wiesz czemu Ci to nie odpowiada? bo nie masz pytań") i momentami niedoskonałą technikę to dojdziesz do kwintesencji albumu. Ilością dobrych wierszy i ciekawych linijek Guzior mógłby obdarować długą listę łaków, tylko po co?
Po skutecznym założeniu filtra na przechwałki "ylloM" jawi mi się jako kolaż z refleksji młodzieńczych wbity w nieco groteskową formę silnie naszpikowany grą słowną. Niepokorne i momentami bezczelne nastawienie rapera w połączeniu dobrą liryką siłą rzeczy wzbudzi u słuchaczy skrajne odczucia, choć mam wrażenie, że tym akurat Guzior najmniej się przejmował. W ogóle sprawia wrażenie typa wkręconego w swoją alternatywną czasoprzestrzeń, co bezwzględnie i bezpośrednio wpływa na jego muzykę, pozytywnie wpływa. Co ważne "ylloM" daleko do klasycznego rapowego poradnika w opcji 'jak żyć' dlatego nie znajdziesz tutaj taniego moralizatorstwa za co duży plus.
Muzycznie całość ubrana została w dość mroczne i nieoczywiste, syntetyczne ale nie-elektro-jebiące bity stylizowane na ścieżkę dźwiękową do "Miasteczka Twin Peaks". Uroku dodają zmienne tempa i nienachalne syntetyki, które pozostawiają Guziorowi sporo czasu i miejsca na własną autointerpretacje treści. Na zakończenie dwa słowa o gościach; tradycyjnie sinusoida. Od zupełnie dobrej zwrotki, którą na otwarcie albumu wrzuca Slim Szczegi, przez ultraoryginalne podejście Mlodego Zgreda po tylko i aż przyzwoite featuringi reprezentantów rapowego mainstreamu Venoma i Quebonafide.
Recenzję piszę z pewnego dystansu - przeszło pół roku po premierze, co pozwala mi stwierdzić, że debiut Guziora rewolucji na scenie nie uczynił. Ponadto w podsumowaniach najlepszych rap tytułów minionego roku, których nigdy nie byłem fanem również próżno go szukać. Koniec końców nie zmienia to faktu, że "ylloM" to materiał klimatyczny, oryginalny i co tu dużo pisać - po prostu dobry na co dowody przedstawiłem powyżej. I nawet jeśli nadal ogólna średnia dla sceny wygląda mocno niekorzystanie, a dziewięć na dziesięć polskich rap albumów to łajno... debiut Guziora wypada wyjątkowo korzystnie na tle pozostałej dziewiątki dając świeży podmuch walącemu padliną mainstreamowi.
01. Growl feat. Slim Szczegi
02. Rise
03. Witch.H.R.
04. ylloM
05. Dingy Alley
06. Mięta
07. GHOUL feat. Młody Zgred
08. Mój Krąg
09. Clint Eastwood
10. Venice Beach feat. VNM
11. W.SAMO.SERCE
12. Jebać Vibe feat. Quebonafide
13. G.O.L.D
Bez grama hipokryzji przyznam, że kulawo śledzę njuskul także skąd wziął się Guzior to Ci nie powiem ale wrzucam dziś "ylloM" na głośniki to się może dowiem, dowiemy. Dlaczego spośród gromady świeżych rap twórców wybrałem akurat reprezentanta QueQuality? - zapytasz. Jego głębsza wczuwka, nieszablonowe, nietypowe, momentami anormalne podejście na granicy psychodeli wizualizuje obraz młodego typa z charyzmą o 180 stopni różnego od mainstreamowej sieczki z telewizora, który ostatnimi czasy mam ochotę wyrzucić za okno, bełkotu tam przesyt. Nie, nikt mi za to nie zapłacił.
"Nie widzę ludzi na ulicach lub sam snuję się już jak postać
może to coś znaczy
gdy wychodzisz z chaty to wiesz
że to tak jakby nie do końca jesteś Ty #Surogaci"
Do meritum. Z jednej mani Guzior to opór nie mój klimat, ok - on jak on, bardziej jego małoletni ziomale towarzyszący mu na klipach. Suma summarum wbijam w to bo przecież o dźwięki i słowa tutaj idzie. A w tym temacie jest przynajmniej przyzwoicie. Musi być skoro po kilku tygodniach odkurzyłem notes rap-recenzenta, by o tym pisać. Plusem bezdyskusyjnym rapera jest patent na siebie i oryginalność odziana w naprawdę dobre wiersze, ponadto tylko i aż poprawne flow w opcji 'slowmo' z małymi wyjątkami. Jeśli dołożymy do tego konsekwentny "look rapera" - temat wszakże nie bez znaczenia (dla słuchacza) w 2015 to mamy do czynienia z MC z krwi i kości. A jak przystało na nową szkołę "ylloM" w warstwie lirycznej jest w dużej mierze próbą utwierdzenia siebie i odbiorców w poczuciu zajebistości i bezkonkurencyjności MC na tle sceny. Czy udanie? Skądże znowu, przecież wszyscy nie mogą być 'graczem z numerem pierwszym', synu! W efekcie kiedy lekko przymkniesz
"Gdy już się uda cokolwiek rozwiązać mi
to przewracam znowu się przez sznurówki
mikro pęknięcia utwardzają mnie
utwierdzają, że lepiej wyjeb się na to
wszystko dociera już do mnie na chłodno
co z tego, nie czuję różnic temperatur
popełniam błędy bo działam od zaraz
gdy tylko poczuję, że coś jest w powietrzu
i nie muszę sprawdzać czy mogę
sobie spojrzeć w oczy przed lustrem co wieczór"
Po skutecznym założeniu filtra na przechwałki "ylloM" jawi mi się jako kolaż z refleksji młodzieńczych wbity w nieco groteskową formę silnie naszpikowany grą słowną. Niepokorne i momentami bezczelne nastawienie rapera w połączeniu dobrą liryką siłą rzeczy wzbudzi u słuchaczy skrajne odczucia, choć mam wrażenie, że tym akurat Guzior najmniej się przejmował. W ogóle sprawia wrażenie typa wkręconego w swoją alternatywną czasoprzestrzeń, co bezwzględnie i bezpośrednio wpływa na jego muzykę, pozytywnie wpływa. Co ważne "ylloM" daleko do klasycznego rapowego poradnika w opcji 'jak żyć' dlatego nie znajdziesz tutaj taniego moralizatorstwa za co duży plus.
"Nie patrzę na ten rap, nie licz że coś Ci przekażę na wersach
wbrew Radom, jak KęKę
z zasady chyba lub po prostu nie radzę tak z serca"
Muzycznie całość ubrana została w dość mroczne i nieoczywiste, syntetyczne ale nie-elektro-jebiące bity stylizowane na ścieżkę dźwiękową do "Miasteczka Twin Peaks". Uroku dodają zmienne tempa i nienachalne syntetyki, które pozostawiają Guziorowi sporo czasu i miejsca na własną autointerpretacje treści. Na zakończenie dwa słowa o gościach; tradycyjnie sinusoida. Od zupełnie dobrej zwrotki, którą na otwarcie albumu wrzuca Slim Szczegi, przez ultraoryginalne podejście Mlodego Zgreda po tylko i aż przyzwoite featuringi reprezentantów rapowego mainstreamu Venoma i Quebonafide.
Recenzję piszę z pewnego dystansu - przeszło pół roku po premierze, co pozwala mi stwierdzić, że debiut Guziora rewolucji na scenie nie uczynił. Ponadto w podsumowaniach najlepszych rap tytułów minionego roku, których nigdy nie byłem fanem również próżno go szukać. Koniec końców nie zmienia to faktu, że "ylloM" to materiał klimatyczny, oryginalny i co tu dużo pisać - po prostu dobry na co dowody przedstawiłem powyżej. I nawet jeśli nadal ogólna średnia dla sceny wygląda mocno niekorzystanie, a dziewięć na dziesięć polskich rap albumów to łajno... debiut Guziora wypada wyjątkowo korzystnie na tle pozostałej dziewiątki dając świeży podmuch walącemu padliną mainstreamowi.
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com
bardzo dobra płyta...
OdpowiedzUsuń