Pierwotnie post ten miał dotyczyć najlepszych okładek polskich rap albumów. Skąd ta zmiana? Bo wolimy dissować niż propsować. Otóż nie! Poziom coverów na polskiej rap scenie jest mizerny, większość robiona jest bez patentu i traktowana jako pańszczyźniana konieczność. Zdarzają się również ksera zza oceanu ale o tym nie dzisiaj. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nie należy "oceniać książki po okładce" dlatego na wstępie zaznaczam, że większość (dokładnie 4 z 5) albumów prezentowanych w rankingu propsujemy. Nie mniej jednak mają chujowe okładki. Dobra starujemy....
MIEJSCE 5. ONAR - Jeden na milion
Argumentacja: album jest naprawdę warty polecania ale ta okładka wygląda kurwa jak darmowa wkładka do Bravo Girl dla rozhisteryzowanych nastolatek. Gdybym nie znał Onara pomyślałbym, że Bartek Wrona z JUST 5 wydał nowy album.
MIEJSCE 4. PEZET & MAŁOLAT - Dziś w moim mieście
Argumentacja: braterski duet zawsze na propsie ale kto kurwa projektował im tą okładkę? Chłopaki stoją spięci jak dzieciak na 5 minut przed swoją pierwszą komunią. Gdybym podczas kupowania muzyki sugerował się tylko i wyłącznie okładką to nigdy tego albumu był nie posłuchał. Na szczęście jest inaczej.
MIEJSCE 3. TEDE - Esende mylffon
Argumentacja: Tedunio wypiął się, wciągnął brzuch, zrobił groźną minę i tak wyszedł kiepsko. W tle dresiarskie BMW i parking podziemny. Jednym słowem patos. Szkoda bo to ostatnia dobra płyta Tedzika, na której muzyka broni się sama... pomimo marnej okładki.
MIEJSCE 2. PĘKU - Nowe wyzwanie
Argumentacja: wiem, wiem, że płyta swoją premierę miała dekadę wstecz i były to inne czasy na rodzimej rap scenie. Niemniej jednak dziś zapewne sam Pękol przyznałby nam racje, że na froncie albumu "Nowe wyzwania" wyszedł słabo. Choć mówiąc szczerze wole kozacki rap album z takim Pękolem na okładce niż chujowe produkcje z przystojniakami w garniakach. Tyle.
MIEJSCE 1. WDOWA - Braggacadabra
Argumentacja: niepotrzebna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz