RECENZJA: V/A "Projekt Poezja Kulturystyczna"

Cześć! Nie składałem Wam życzeń na Nowy Rok bo przypuszczam, że tych mieliście przesyt, natomiast tych szczerych deficyt. Tak to już wygląda, schemat wtórny w opcji "zdrowia, szczęścia, pomyślności, tylko nie dzwoń do mnie jak będziesz hajsu potrzebował". Dlatego wolę wrzucić nowy tekst na RBB, aniżeli dołączać do szumnego świąteczno-noworocznego koncertu fałszywych życzeń. O czym dzisiaj? Muzyka alternatywna, poezja kulturystyczna, Nasiono Records. Już dłuższy czas znacznie bardziej cenie nagrania wywodzące się z tych mniejszych, niezależnych wytwórni, aniżeli placki serwowane taśmowo z mainstreamowych piekarni. Pierwsze bardzo często mają zindywidualizowany charakter i ciekawy pomysł na siebie, drugie chuchają na koniunkturę podażą odpowiadając na popyt. Kto jest kto, rozwiązanie zagadki, posłuchaj syny sy sy synu!






Przyznam zupełnie szczerze, że recenzja "Poezji Kulturystycznej" powstawała w bólach niczym dobrze wyrzeźbione plecy ale chyba nie mogła zostać opublikowana w lepszym czasie. Wszakże przełom roku już od dawna obfituje w najróżniejsze postanowienia dotyczące bardzo często poprawy tężyzny fizycznej czy chociażby wyeliminowania defektów sylwetki, która z każdym rokiem ulega coraz wyraźniejszej deformacji. Tymczasem omawiany projekt trafia w meritum problemu wychodząc naprzeciw oczekiwaniom wszystkich zapasionych grubasów i tych niezadowolonych z własnego odbicia lustrzanego po prostu. Czym zatem jest "Poezja Kulturystyczna"? Na pierwszy rzut oka ucha to projekt niekonwencjonalny, trochę dziwaczny ale na pewno bardzo oryginalny tak w formie jak i w treści. Otóż grupa artystów z różnych muzycznych światów inspirowana poezją gdańskiego kulturysty Janusza nagrała dwanaście utworów, które w mniej lub bardziej dosłowny sposób traktują o siłowni, hantlach, sztangach czy drążkach. Raz opisują wprost technikę wykonywania poszczególnych ćwiczeń fizycznych skupiając się na liczbie powtórzeń i ilości serii, innym zaś razem naświetlają dowolne slajdy z życia kulturysty zaangażowanego. Pisałem, że dziwaczne, prawda? Poniżej wrzuciłem tracklistę.

01. Intro 01:41
02. Burza (feat. Raper Orzech, Ray Dickaty) 02:36
03. Cyrk (feat. Michał Gos, Joanna Knitter, 7faz) 04:25
04. Nakład 03:30
05. Maszyna (feat. Klimt) 03:05
06. Abeesy (feat. Raper Orzech, Artur Bieszke) 03:50
07. Tętent Tętna (feat. Joanna Bielawska) 03:47
08. Dawid (feat. Wojciech Dowgiałło, Joanna Bielawska) 03:48
09. Serce, Krew (feat. Kiev Office) 03:56
10. Rozpiska (feat. Tomasz Żukowski, Tomasz Gadecki) 03:31
11. Hanka i Hantle (feat. Raper Joozef, Joanna Kucharska-Borowska) 03:31
12. Zostaw (feat. Szymon Albrzykowski, Piotr Szlempo) 03:59







Gwoli wiedzy czytelnika, nie jest to stricte rapowy projekt. Mało tego rap stanowi tu tylko część wypowiedzi, co po wielogodzinnym odsłuchu "Poezji Kulturystycznej" uważam za jej atut ponieważ jakościowo czuć tutaj największy dysonans. Spoko loko, alternatywa alternatywą ale z nawijaniem jest trochę jak z siłownią, bez znaczenia czy łapiesz za sztangę, czy też za mikrofon to technika jest ważna. Przy jej deficycie w pierwszym przypadku zrobisz sobie krzywdę, a w drugim zaś odczuję to słuchacz, odbiorca, tak niestety często bywa tutaj. W konsekwencji niefart, pech bo ani sobie nie poćwiczysz, ani nie posłuchasz. Co więcej rozumiem, że całość projektu ubrana została w formę nieco groteskową, żartobliwą. Kłopot jedynie polega na tym, że jest to zbiór żartów, z których w moim odczuciu bekę mają jedynie opowiadający, słuchacz natomiast nie wie gdzie ma głowę wsadzić, takie to kurwa nieśmieszne. Dla zobrazowania sytuacji porównałbym to do lekko wstawionego Franka Kimono, który wjechał z impetem na siłkę, a potem do kabiny coś nagrać i... nie wyszło.

"Wyciskanie sztangi na barki z klatki - trzy serie!
zza karku wyciskanie sztangi na barki - trzy serie!
wzdłuż tułowania podciąganie sztangi - trzy serie!
uginania ramion stojąc ze sztangą - pięć serii!"

Nie wszystko co się świeci to złoto. Na pewno dużym plusem jest zróżnicowanie muzyczne i stylistyczne tego albumu. Bo o ile z całą pewnością nie będę rozpychał się łokciami, by dołączyć do fanklubu kulturysty Janusza, to brzmieniowo wygląda to naprawdę ciekawie. Momentami kulturysta dźwiga żelastwo w tonacji rocka progresywnego, by po chwili złapać vibe na bitach rodem z Nowego Jorku. W efekcie suma ciepłych i klimatycznych dźwięków, sporadycznie przerywana industrialnym przesterem rekompensuje nieco straty moralne powstałe w obliczu przyswojenia hurtowych ilości poezji przez wielkie P. Fajnym przykładem i jednocześnie trackiem, który pozostałe zjada na śniadanie jest numer trzy pod tytułem "Cyrk". Przede wszystkim za sprawą świetnego wokalu Pani Joanny Knitter odzianego w minimalistyczny bit, który był dla mnie chwilą wytchnienia od lektury pozostałych utworów. I to jest bardzo ciekawe bo z jednej strony to doskonały przykład, że można zrobić to dobrze i ze smakiem, a z drugiej mani rodzi pytania dlaczego tylko tyle? Sam nie wiem.






To mocno subiektywna recenzja, z resztą jak każdy mój tekst. Jej celem było przede wszystkim ubranie w słowa powszechnie uważane za niewulgarne ogromu frustracji i antypatii, które odczuwałem podczas odsłuchu "Poezji Kulturystycznej". W żadnym wypadku nie jestem zamknięty na nowe, alternatywne formy. Co istotne, nawiązując do wstępu i wzmianki o niezależnych wytwórniach uważam, że mają one obecnie ogromną rolę w poprawianiu jakość polskich nagrań w dobie koniunkturalizmu, niekontrolowanej konsumpcji i śmierdzącej komercji. I nawet jeżeli tutaj nie do końca to się udało to bądź pewny, że prędzej sięgnę po kolejny album wydany przez Nasiono Records, aniżeli te gnioty z wystawki wyposażonej w krzykliwy baner "bestseller" Tfu!




Pozdrawiam serdecznie.
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz