RECENZJA: Lesuaff "After party"

Siemasz! Premiera październik 2014, recenzja luty 2016. O.C.B. - zapytasz. Objaśniam, wyjaśniam. Otóż na "After party" Lesuaffa trafiłem pod koniec minionego roku więc w praktyce ten termin traktuję jako swoiste 'otwarcie'. Zresztą jakież znaczenie ma ta data, skoro z morza przeciętności wyłowiłem perłę? Tymczasem na scenie podaż kilkukrotnie przewyższa popyt, a skutkiem ubocznym tego zjawiska jest między innymi ból dupy, który mam wiedząc jak wiele wartościowych LP przechodzi mi koło nosa w natłoku tego badziewia. Pstryk, recenzję będę pisał, a Ty będziesz czytał... do końca. 









Myślę, że nie przesadzę jeśli napiszę, że Lesuaff to legendarna postać radomskiej sceny i raper z wieloletnim stażem, mimo tego, że swojego solowego debiutu na legalu doczekał po półtorej dekady w (lokalnej) rapgrze. Dość przypomnieć kultową radomską składankę "Zakaz wjazdu" z bodajże 1999 roku, na której Lesiu również miał swój udział. Dlaczego raper tak długo kazał czekać słuchaczom na powyższy tytuł wie tylko on sam. Do rzeczy, na "After party" składa się dwanaście numerów radomianina plus dwie gościnki na bitach czterech różnych producentów. Całość wydana została nakładem niezależnej wytwórni Vibe2NES, teraz tracklista. Bang!

01. Zamykam (feat. Hase) (prod. Phonetic One)
02. Praca (prod. Szpalowsky)
03. Rzeczy (prod. Luckyloop)
04. Robić swoje, mieć swoje (prod. Phonetic One)
05. Nie ma wczoraj (prod. Szpalowsky)
06. Chwila (prod. Phonetic One, cuty DJ Mono)
07. Byłem, jestem, będę (prod. Szpalowsky, cuty DJ Majki)
08. Emeryt (prod. Phonetic One)
09. Żyć, a nie po prostu istnieć (feat. Seba) (prod. Phonetic One, cuty DJ Majki)
10. Zajawka (prod. MNLX)
11. Świat kłamie (prod. Phonetic One)
12. Trzy stany skupienia (prod. Luckyloop)

Wiesz co? Gdybym to ja mógł nadać alternatywny tytuł tej produkcji to brzmiałby on "Muzyka pragmatyczna" parafrazując klasyka. Dlaczego akurat pragmatyczna? Bo mamy tutaj rap ze spojrzeniem trzeźwym jak poranek abstynenta, dojrzały, poukładany bez grama przypadkowości i nieprzemyślanych akcji. Lesuaff dokładnie wie o czym chce nawinąć i jak ma to zrobić. Przewija głównie wprost, rzadko używa metafor i wysublimowanego słownictwa. Nie udaje rap arystokraty z złotym kajdanem na szyi. Ziomek ma ponad trzy dychy na karku i wypracowany system wartości, jest ojcem i głową rodziny, który nie wyciąga łapy po łatwy socjal, a bierze sprawy w swoje ręce i... zapierdala. O takim pragmatyzmie tu piszę, a klip do numeru "Praca" wiele wyjaśnia.



Jak przystało na LP reprezentanta starej szkoły technicznej ekwilibrystyki raczej nie uświadczymy. To raczej zbiór prostych, klarownych punchy nawiniętych dość dynamicznie bez niepotrzebnej kakofonii. Fakt faktem dla wielu zaskoczeniem mogą być sporadycznie wklejane hashtagi, które czynią "After party" bardziej dzisiejszym przez co przystępnym również dla młodego słuchacza niekoniecznie zorientowanego na takie rzeczy. Nie jest tajemnicą, że dobrym patentem na promocje albumu jest mniej lub bardziej spersonalizowany pocisk po koleżkach z branży, którego efektem często są internetowe gównoburze. Wszystko w myśl zasady nie ważne co piszą, byleby nazwiska nie przekręcali. Czy taki był zamyśl Lesuaffa, kiedy zaczepił Tomba, Koldiego, HST i Jędkera w utworze "Byłem, jestem, będę"? #niesondze Nie sądzę ale co do Realisty to już zaczyna przypominać kopanie lezącego. Jasne, że na własne życzenie ale od pewnego czasu wkurwia mnie ten poziom hipokryzji na scenie i dzielenie na mniej lub bardziej "prawilnych hiphopolowców". Na ten temat chciałbym poświęcić osobny tekst więc wróćmy do dzisiejszej recenzji.

Generalnie rzecz ujmując Lesuaff dysponuję pewnymi zasobami żółci, które co krok serwuje w przystępnych dla słuchacza dawkach. Uczucia rozgoryczenia, rozczarowania i wkurwienia wyposażone w trzeźwą optykę sytuacji, pewność siebie i tradycyjno-konserwatywne podejście do życia wydają się być 'motorem napędowym' LP. W efekcie raper balansuje na granicy subiektywnego autentyzmu i tradycyjnego polskiego pierdzenia ostatecznie pozostając po właściwej stronie barykady. Ponadto nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zepsuła go ta Polska. Tak jak psuje nas wszystkich sprowadzając do parteru i depcząc wyobraźnie, a pozostawiając jedynie wyobrażenia. I jeśli z procesu degradującego społeczeństwo można wyciągnąć coś pozytywnego i twórczego to bez wątpienia raperowi to się udało. Dlatego "After party" to pełen autorefleksji dojrzały zbiór wartościowych treści ubranych w nienachalne, acz mocne bity, które są jak organy obecne w każdej polskiej parafii. Niby inne, a wszystkie pizgają na jedno kopyto czyniąc materiał spójnym i słuchalnym.

Reasumując recenzję z dwuletnim opóźnieniem traktuj jako swoiste "After party", a Lesuaffa jako odkrycie roku 2014, o którym dowiedziałeś się w 2016. Dlaczego zatem L. nie podbił rodzimej sceny pomimo wypuszczenia na prawdę solidnej i przemyślanej solówki? Nie wiem, nie orientuję się i chyba coraz mniej rozumiem rapgrę. Zgorzkniałem? Bezwzględnie. Dziękuję za uwagę.




Byle do wiosny, ema!
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz