Siemasz! Rozwinięcie tytułu dzisiejszego tekstu brzmi "Spokojnie to tylko rap, czyli najbardziej istotna z nieistotnych spraw". Żyjemy w dziwnym kraju. To fakt i raczej mało odkrywcza teza ale czy Ty też miewasz wrażenie, że bierzesz udział w kiepskim i co gorsza wyreżyserowanym reality show, do którego Bareja codziennie pisze scenariusz? (...) To dobrze, przynajmniej wiem, że w tym gównie nie jestem sam. Niejako płyną z tego proste wnioski, dziwny kraj to i scena rapowa specyficzna? Ba! Bezdyskusyjnie! Czy dlatego można przyjąć to jako pewnik i przejść z tym do porządku dziennego? Nie, nie można, nie dzisiaj! Nazbierało się i mam ochotę oczyścić głowę z toksyn.
Pretekstów do napisania tego teksu było co najmniej kilka. Z jednej strony rap to doskonały soundtrack dla nędznego człowieczego bytu, który może spełniać funkcje motoru napędowego do działania i mega zajawy. Niestety z drugiej strony ten sam rap przyprawiony o krztę naszych narodowych przywar bywa nie do zniesienia i coraz częściej budzi we mnie uczucie goryczy, rozczarowanie i frustrację. Taka diagnoza wynika z wieloletniej obserwacji rodzimej sceny. Wieloletniej? Tak, pod koniec lat dziewięćdziesiątych byłem świadkiem narodzin i prężnego rozwoju kultury hip hop w Polsce, kilka lat później widziałem jak szybko przemija koniunktura medialna, by dojść do czasów, w których rap z 'ulicy' przeniósł się na portale społecznościowe. Mimo tego nie chcę wchodzić w rolę mentora i znawcy, wszakże kogo jak kogo ale tych dżentelmenów na scenie mamy przesyt. Chcę bez niepotrzebnej napinki napisać co widzę, a że kiedyś tam wymyśliłem sobie bloga to nie piszę tego do szuflady tylko bezpośrednio do Ciebie. Przejdźmy do meritum.
Dalej, kamień do mojego ogródka. Mocno śmieszą mnie Ci 'prawilni' blogerzy, którzy stoją na straży poprawności i rzetelności rapowej. Wskutek czego znaczną część swojej uwagi poświęcają na produkcje chujowe, by pisać o tym, że są... chujowe. WTF? Przecież 90% polskich rap nagrań to łajno więc tym większa winna być ich rola w promowaniu dobrych albumów kosztem pisania o łakach. W żadnym wypadku nie oznacza to, że mamy być całkowicie bezkrytycznymi i pozbawionymi własnego zdania pionkami bez jajec. To naturalne, że czasami trzeba odpalić racę w ryj jakiegoś noskilla, bo jeszcze nam na głowę wejdzie (jeśli już nie wszedł) ale, żeby koncentrować się tylko nad tym. Bez sensu. Reasumując, prawda jest też taka, że największą karą dla coraz liczniejszej grupy rapowych-matołków jest... cisza. Tak, cisza ponieważ im mniej będziesz o nich pisał i mówił tym krótszy będzie ich żywot 'sceniczny'. Koniec końców mam świadomość, że trudno będzie cokolwiek wskórać w tej kwestii. Wszelako łatwiej jest krytykować używając prostych epitetów aniżeli skleić zdanie nadrzędnie złożone niepozbawione sensu. Tia.
Jedziemy dalej. Teraz z nieskrywaną szczerością przyznam, że kiepski ze mnie 'obserwator' sceny skoro nie zauważyłem momentu, w którym raperzy skumali co znaczy bragga. To przyszło jakoś tak naturalnie, że późniejsze nasilenie tego zjawiska wydaję się już być mocno nienaturalne. I jakichkolwiek argumentów bym tutaj nie użył to ni chuja nie może być tak, że wszyscy na raz są najlepsi. Co to oznacza? Ni mnie ni więcej tyle, że wszyscy amatorzy pseudostylu 'braggadocio'... kłamią. Mało tego, nagle pojawili się składy i raperzy, którzy nie mają do powiedzenia nawet pół słowa więcej aniżeli "jestem zajebisty, patrzcie na mnie, reszta to cioty" - w dużym uproszczeniu. Te puste przechwałki są synonimem raka, który toczy tą kulturę od wewnątrz. Tutaj perfekt pasuję cytat z Flaszek i Szlugów "nie jeden fiut stanowczo przesadza, każdy najlepszy - szósta władza". lub Włodi określający ich mianem "chłoptasi w napadach narcystycznych furii".
Raperzy na Facebook'u. Długie lata wzbraniałem się przed anglojęzycznym hasłem 'social media' ale pewnego dnia zwyczajnie skumałem, że bez tego się nie da. No chyba, że zadowala Cię widownia w postaci czternastu czytelników dziennie? Mnie nie. Ok, zanim ogarnąłem ten pierdolnik minęły długie tygodnie ale kiedy stałem się pełnoprawnym fejsbukowiczem wielkie było moje zaskoczenie. Oto nagle mogłem dowiedzieć się gdzie Sokół spędził wakacje, co na obiad wszamał Stasiak i jaki browar obecnie sączy Proceente, który jutro umówiony jest do stomatologa na 16:30. Przepraszam Panowie ale chuj mnie to obchodzi, pomówmy o muzyce. Nie rozumiem, nagle okazuję się, że dzień bez publikacji posta jest dniem straconym, bezpowrotnie. WTF? Inna sytuacja, raper #bezksywki udostępnia utwór będący częścią akcji charytatywnej zgłaszając jednocześnie swoje poparcie dla tej inicjatywy. Wszystko spoko? Ano nie, bo przy okazji czterokrotnie podkreśla, że numer mu nie leży. To tak jak powiedzieć, że nie podobał mi się kolor pociągu, który przed momentem się wykoleił - przerysowując sytuację. Celowo nieco przesadziłem bo uważam, że czasami należy ugryźć się w język i przysłowiowe "trzy grosze" zostawić sobie. No chyba, że jest się zakładnikiem swojego fanbase'u, który nie wybaczy, że ich idol mógł promować taki numer dlatego prędziutko spieszy z niewyjaśnianiami. Koniec końców Facebook to tyle złego co i dobrego, na pewno pozwala być na bieżąco z coraz szerszym katalogiem rap nagrań - to w sumie jego największa zaleta.
Późno się robi więc przejdźmy do podsumowania. Generalnie irytuje mnie średnia wieku słuchaczy, upolitycznianie rapu, pseudo mentorzy, ofiary mody hiphopowej, psychofani i to, że nie zauważyłem momentu, w którym stałem się rapowym dinozaurem. Te i inne wątki zostawmy na dalsze części cyklu "rapu różne oblicza", dobrej nocy.
Tazz RBB | tazz@rapbiznes.com
Słaby ten wpis wg mnie. Na pewno część o facebooku jest słaba merytorycznie.
OdpowiedzUsuńRozwiń myśl, chętnie podejmę polemikę ziomuś.
Usuń