Kumam, że termin 'knurion' dla Kuby i jego ziomali ma jakiś szerszy kontekst, bynajmniej nie związany w linii prostej z dorosłym osobnikiem męskim świni domowej. Ale kompletnie nie rozumiem jak w czasoprzestrzeni, w której trzy czwarte społeczeństwa ocenia książki po okładkach, a światopogląd buduje czytając nagłówki wątpliwej jakości publikacji można nadać tak infantylny tytuł tak dojrzałej, dopracowanej i niebanalnej płycie jak rzeczony "Knurion". To album, który uzmysłowił mi jak bardzo myliłem się w ocenie Knapa umiejscawiając go jakiś czas temu w mocnej... ale jednak trzeciej lidze rodzimych raperów. Sięgając pamięcią wstecz nawet w ramach któregoś z tekstów na RBB zdarzyło mi niepochlebnie, acz kulturlanie oceniać jego działalność sceniczną. Dlatego sążniście uderzam się w pierś, by za chwilę posypać głowę popiołem i z czystym sercem podejść do tej recenzji. Przytyk odnośnie tytułu to tylko przytyk bo teraz będę tylko chwalił, chwalił, chwalił...