W zasadzie odkąd pamiętam nie toleruję i w konsekwencji nie słucham komercyjnych stacji radiowych. Są dla mnie symbolicznym odpowiednikiem jakiegoś maksymalnie wkurwiającego insekta, który przez cały dzień burczy nad uchem serwując średnio przyjemne dźwięki, tylko po to, żeby co chwilę raczyć słuchacza agresywnym blokiem reklamowych, mniej więcej co półgodziny przerywanym najświeższą dawką fakenews'ów z kraju i ze świata. Najkrócej rzecz ujmując to kakofonia odziana w bełkot, na którą od lat nie mam najmniejszej ochoty. I wiesz co jest najgorsze? Nawet jeśli w zalewie tego komercyjnego łajna znajdzie się jeden, dwa, niekiedy trzy dobre utwory, to "radiowcy-bananowcy" wrzucą je na tak gęstą rotacje, że po kilku tygodniach, ewentualnie miesiącach będziesz miał naturalny odruch wymiotny, kiedy usłyszysz ich kilka pierwszych taktów. O tym jest ten tekst, czaisz?